XX Zjazd Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej

   Podczas 28. Spotkania Kawalerzystów II RP, Ich Rodzin i Miłośników Kawalerii, które odbyło się w Grudziądzu w sierpniu br. podziwialiśmy kunszt jeździecki i wyszkolenie kawaleryjskie absolwentów Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej. 
   Niżej publikujemy relację plut. kaw. och. Krzysztofa Marcina Dąbrówki z XX Jubileuszowego Zjazdu szkolnego Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej, który odbył się w Toporzysku w dniach 2 - 11 grudnia 2016 r.

                                                           

"XX zjazd szkolny Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej to nie byle co! Ba! To jakby błękitne oko u gniadosza! Jakoby kary achał-tekin! (Tutaj Autor może wymieniać jeszcze bardzo wiele osobliwości, zważając jednak na formę i wstępny charakter wstępu, zakończy, by nie przygnieść części dalszej, zbyt ciężką konstrukcją). Wyjątkowość tych chwil, pozwolę sobie Drogi Czytelniku przybliżyć Ci poniżej.

            Wszystko zaczęło się w piątek 02.12. A.D.2016, który to był wyznaczony na dzień zborny kawalerzystów w siedzibie głównej CWKO - Toporzysku. No i tu zaczęły się schody... (Autor wie, że ponoć wcale tej sytuacji nie było...) Otóż zima w Beskidach okazała się znacznie bardziej sroga niż w pozostałych dzielnicach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, a co za tem idzie, droga do głównej siedziby CWKO przywitała kawalerzystów "szklaneczką", bynajmniej nie jarzębiaczku... Cóż tu wiele pisać... Powitanie przerosło większość kolasek, które musiały stanąć pod wzgórzem, a kawalerzyści nie-łyżwiarze salwowani zostali przez dowództwo Szwadronu w barwach Pułku 3.Strzelców Konnych. Do rana wszyscy znaleźli się już na miejscu. No, prawie wszyscy...

            Rozpoczął się pierwszy dzień XX Zjazdu CWKO im. Gen. bryg. Józefa Mariana Smoleńskiego. Z pierwszymi dniami, to z reguły tak bywa, że przypominają one dom uciech, do którego, na domiar złego, jakiś figlarz- krotochwilarz wrzucił granat. Tym razem było podobnie. Na niekorzyść porządku działał jeszcze fakt, że był to chyba pierwszy kurs okulawiony absencją komendanta kursów p. por. kaw. och. Franciszka Pawła Żmudzkiego, którego obowiązki pełnił Autor. Imaginujesz sobie tedy Drogi Czytelniku tę jakże niemilitarną mnogość metafor, porównań i innych jeszcze personifikacji rodem z cudackich kawiarenek... Co więcej, szybko powstała sekcja dekadencka, ale o niej sza...Kawalerzyści jednak byli karni. Wynikało to z faktu, iż na owym kursie szkoliła się sekcja kursu III stopnia, dwie sekcje kursu II stopnia i tylko jedna sekcja kursu I stopnia. Był więc to zjazd starych wyjadaczy i wielokrotnych gości Toporzyska, co znacznie ułatwiło organizację i zrównoważyło fatum dnia pierwszego.

            Zajęcia odbywały się podług obyczaju, ergo jazdy konne sportowe, kawaleryjskie - nastawione na władanie bronią białą oraz doskonalące musztrę konną. Z racji wspomnianej już zimy, która osrebrzyła nam rzeczywistość, zajęcia owe odbywały się na hali, co nastręczało pewne trudności, które jednak dzięki wprawie komendanta szkoły - p. rtm. kaw. och. Piotra Szakacza oraz p . ppor. kaw. och. Pawła Urbana szybko zostały zażegnane, a nawet jeśli nie, to kawalerzyści rychło zostali do nich przyzwyczajeni... Musztra piesza jak zwykle to bywa, odbywała się na drodze asfaltowej, która mimo usilnych prób odlodzenia, pozostała śliską jakoby działanie sowieckiego kontrwywiadu. Już nie pomnę ileż to zajęcy kawalerzyści próbowali ucapić wykonując komendę "W TYŁ - ZWROT!". Zajęcia strzeleckie prowadził jak zwykle niezrównany w swym dziele p. st. szwol. Piotr Grzybowski. On także utyskiwał na mróz. Kawalerzystom tak grabiały dłonie, że nie byli w stanie repetować broni. Ćwiczenia z władania białą bronią na drewnianym koniu, przebiegały natomiast sprawniej niż zwykle, bowiem 11 miesięcy temu wiekowy już drewniany ogierek kafar zaznał chwil rozkoszy i tymże sposobem zasilił szkołę  w dwa młode, silne, równie drewniane konisie, na których adepci kawaleryjskiego rzemiosła mogą doskonalić rąbkę. Zajęcia z troczenia comme il faut, wymagały precyzji, poczucia estetyki i jak zwykle były ekstraordynaryjnie żmudne.

            Pisząc relację z kursu, Autor przeoczywszy zajęcia teoretyczne, winien być wleczony końmi po majdanie. Tej przyjemności sobie jednak oszczędzi i już spieszy Drogi Czytelniku, by roztoczyć przed oczami twej imaginacji słodkie chwile wykładów o tematyce kawaleryjskiej, w czasie których młodzież spijała każde słowo z ust wykładowców i faszerowała się sapientią. Tak to właśnie wyglądało. Szczególnie wartościowym okazał się wykład kursanta kursu II stopnia st. uł. Podsiadły, który przedstawił wspaniałą prezentację na temat patrona XX zjazdu szkoły, p. gen. bryg. Józefa Mariana Smoleńskiego.

            Pierwszego dnia prócz zajęć, o których już się to i owo napisało, odbyła się rzecz arcyważna. Otóż w czasie apelu inauguracyjnego pierwszy raz towarzyszył kursantom proporzec szkolny CWKO przekazany na ręce prymusów, przez weteranów CWK, tego roku w Grudziądzu. Stać na baczność pod amarantowo-granatowym proporcem ze złotymi literami CWKO, zatkniętym na srebrnej lancy było czymś ważnym dla każdego z kursantów. Posługując się wielkimi i trudnymi słowami, można by napisać, że była to swego rodzaju, szyta na naszą miarę, partycypacja w historii polskiej Jazdy.

            Kolejne dni w CWKO mijały zgodnie z planem i harmonogramem. Kadra oraz kursanci działali podług rozkazu dnia, realizując wszystkie zadania.

            Trzeba zaznaczyć, że na owym XX zjeździe, naszym wspaniałym wierzchowcom wyjątkowo udzielił się jubileuszowy nastrój, więc dokazywały ile wlezie, figlując jakoby źrebięta - a to który bryknął, a to wspiął się, a to w galopik się puścił. Takie to właśnie były zabawy w one czasy...

            Trzeba napisać, że atmosfera na kursie mimo mrozu była arcyciepła. Od pobudki do capstrzyku rzecz jasna odbywało się wszystko zgodnie z regulaminem i w drodze służbowej, ale po modlitwie wieczornej znikali Ci wszyscy rotmistrzowie, porucznicy, plutonowi i strzelcy, a pojawiali się Rysie, Zbysie, Franki i Tośki. Śpiewom, gwarom i rozmowom nie było dość, a gdy gasło światło w Szkole, dzielni kursanci zasiadali przy własnym świetle by kontynuować hulanki. Prym rzecz jasna wiodła sekcja dekadencka. -"Panie Plutonowy! XYZ melduje sekcje dekadencką na wieczornych igrcach stan " szlachecki " sześciu gentlemanów, wszyscy nieobecni!" Kawalerzyści lubią hermetyczne poczucie humoru...

       W środę, a więc po półmetku kursu, kursantów odwiedzili uczniowie okolicznych szkół, by doświadczyć, tak zwanych, żywych lekcji historii. Pisząc krótko - doświadczyli. Rozpoczęły się także egzaminy. W tymże miejscu muszę zakończyć Drogi Czytelniku, bowiem jak zeznali świadkowie (w tym oficerowie, a słowo oficerskie nie dym),  w czasie zajęć z władania bronią białą na drewnianych koniach, do kursantów podszedł srogi niedźwiedź, z wyjątkowo paskudnymi zamiarami. Zajęcia owe prowadził Autor. Nie namyślając się tedy zbyt długo dźgnął ostrogą drewnianego rumaka, którego właśnie dosiadał, demonstrując legendarne "MŁYŃCEM - BIJ!" i natarł jakoby święty Jerzy,  z pochyloną lancą na misia, która to przeszyła bydle wylot. Sam jednak Autor został srogo w przedśmiertnych, niedźwiedzich konwulsjach poszarpany, ergo zdać musiał obowiązki komendanta kursów i czem prędzej udać się do najbliższego lazaretu. Rzeczą jest więc jasną, że leżąc w szpitalnym łożu nie mógł partycypować w ostatnich dniach kursu, lecz z tego czego się dowiedział, może napisać ze spokojem o prawdziwość tych słów, że wszystko przebiegło sprawnie, a kawalerzyści byli zadowoleni. Prymu(a)sami Zjazdu zostali : II stopnia - st. uł. kaw. och. Mateusz Kwinecki, I stopnia - strz. kaw. och. Karol Ślęczek. Kurs tedy zakończył się pomyślnie Ku chwale Kawalerii, Centrum Wyszkolenia Kawalerii i Centrum Wyszkolenia Kawalerii  Ochotniczej!"


                                      

                                   


 Uczestnicy XX jubileuszowego zjazdu szkolnego Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej


Tekst i fot. plut. kaw. och. Krzysztof Marcin Dąbrówka

           

 


Autor: Karola Skowrońska