Zmarła Tatiana HAACK z d. ŁOPUCHIN. Miała 99 lat.
Pani Tatiana Haack z d. Łopuchin
W 2010 roku Pani Tatiana Haack opublikowała swoje wspomnienia, które tak rozpoczyna:
"Jestem córką dyplomaty Jerzego I. Łopuchina z Lejbgwardii Jewo Wieliczestwa Pałka, który w 1916 roku został wysłany przez cara Mikołaja II w charakterze charge d`affaires do Ambasady w Rzymie razem ze swoją bardzo młodą małżonką Marią Griegoriewną Dawydow. W 1918 roku w Rzymie przyszedł na świat ich pierwszy syn, któremu nadano imię Andrzej. Później, w 1920 roku urodziła się im córka, której nadano imię Tatiana - i to właśnie ja chcę opisać dziwne, ale pełne tragicznych przygód życie - Tatiany".
Kiedy w rok po obaleniu caratu zamknięto Ambasadę w Rzymie rodzina wyjechała do Polski, do majątku rodziców ojca Pani Tatiany. Dziadkiem jej był książę Iwan Łopuchin, a babką księżna Grigoriewna Krasnokutska. W 1923 roku ojciec Pani Tatiany został zwolniony ze służby w Armii Carskiej i poprosił o obywatelstwo polskie, które cała rodzina otrzymała w 1923 roku. W 1930 roku został zwolniony ze służby wojskowej II RP. Ta arystokratyczna rodzina mieszkała w majątku Chróścin, w powiecie wieluńskim. Po kilku latach, dzięki pomocy barona Leopolda Kronenberga młodzi przenieśli się na Kujawy do Brześcia Kujawskiego, w którym ojciec p. Tatiany kupił dworek i otrzymał pracę jako dyrektor kilku suszarni cykorii. Wokół kwitło życie towarzyskie, było "sielsko, anielsko" jak wspomina p. Tatiana.
W 1928 roku rozpoczęła naukę w szkole powszechnej w Brześciu Kujawskim, a następnie uczęszczała do Gimnazjum S.S. Urszulanek we Włocławku. Sielanka skończyła się z dniem 1 września 1939 roku. Wszystkich ziemian wyrzucono z majątków. Dwory zajęli Niemcy. Pani Tatiana musiała zacząć pracować, aby pomóc rodzicom. W 1941 roku przebywała w obozie pracy przymusowej założonym przez Niemców. Była maszynistką, pracownicą w fabryce kawy zbożowej i w fabryce amunicji, a także opiekunką dzieci. Nazwisko rosyjskie też nie pomagało. Szybko nauczyła się języka niemieckiego, bo bez jego znajomości nie było pracy. Często znieważana i bita, nigdy się nie poddała. Za prowadzenie nauczania i niesubordynację w obozie została odesłana dalej od domu do pracy u bauera w Niemczech pod Dreznem. Ponieważ w całej Europie mieszkali jacyś krewni bliscy lub dalecy - szukała z nimi kontaktu. Taki znalazła w Berlinie, gdzie trafiła pod koniec wojny, kiedy zaczęły się masowe naloty na miasto. Cudem ocalała i cudem wróciła do Polski. W styczniu 1945 roku na skutek donosów lokalnych działaczy została aresztowana przez NKWD, gdyż zdołała w 1943 roku wrócić z robót na pogrzeb ojca w Brześciu Kujawskim. Przesłuchiwana, nigdy nie przyznała się do działalności w organizacji "Miecz i Pług" podległej Armii Krajowej w Warszawie. Kapitulacja dała jej wolność. Wróciła ponownie do domu. Po wojnie i śmierci mamy musiała utrzymywać się sama. Dalsze koleje jej losu są równie dramatyczne. Nieudane małżeństwo, utrata dziecka, myśli o emigracji do Australii lub Belgii.
W końcu los uśmiechnął się do niej. Po 20 latach odnalazła swoją młodzieńczą miłość. Do kraju wrócił jej kawalerzysta, którego poznała mając 13 lat. Był ziemianinem, właścicielem dóbr Dembice na Kujawach, starszy od niej o 16 lat. To por. Włodzimierz Haack, absolwent Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu, rocznik 1929 - 1930, oficer 4. Puku Strzelców Konnych w Płocku. Po klęsce wrześniowej 1939 roku w niemieckiej niewoli w Murnau. Po wyzwoleniu obozu, oficer II Korpusu gen. Wł. Andersa w Galipoli we Włoszech. Tam też mieszkał kilka lat, a także w Paryżu, gdzie pracował w UNRA i UNICEF. Od 1951 roku mieszkał w Australii, gdzie ukończył studia ogrodnicze. Do kraju wrócił w 1958 roku i zamieszkał w Warszawie. Pani Tatiana tak pisze w swoich wspomnieniach: "On sam mi powiedział, że ma już 57 lat i dotąd się nie ożenił, to obecnie jest już za późno. Ja jednakże nie "złożyłam broni" i stanęłam w pierwszej linii frontu! Prosiłam naszych wspólnych znajomych sprzed wojny i modłami prosiłam świętej pamięci Rodziców w niebie, aby go skłonili do małżeństwa ze mną ... i w końcu ja wojnę wygrałam!. 31 sierpnia 1960 roku stanęliśmy oboje na ślubnym kobiercu, na który - nota bene - ja spóźniłam się o godzinę!"
Pan Włodzimierz był pisarzem i dziennikarzem. Napisał powieść "Chleb i korale", oraz wiele artykułów do "Słowa Powszechnego" i "Kierunków".
Przez 30 lat byli szczęśliwymi małżonkami aż do 9 stycznia 1991 roku, kiedy zmarł Pan Włodzimierz.
Od 1998 roku Pani Tatiana przyjeżdżała do Grudziądza na Zjazdy Kawalerzystów II RP. Ostatni raz była w tym roku, na XXXI Zjeździe, który odbył się w sierpniu.
Pani Tatiana Haack z kawalerzystami. XX Zjazd Kawalerzystów II RP. Grudziądz, sierpień 2008 r.
Pokazy kawaleryjskie na Błoniach Nadwiślańskich. XXV Jubileuszowy Zjazd Kawalerzystów
II RP. Grudziądz, sierpień 2013 r.
Rafał Chylewski, Przewodniczący Rady Fundacji wręcza p. Tatianie Haack Honorową Odznakę Fundacji. XXIX Zjazd Kawalerzystów II RP. Grudziądz, sierpień 2017 r.
Pani Tatiana Haack z Robertem Malinowskim, Prezydentem Grudziądza. Jubileuszowy XXX Zjazd Kawalerzystów. Grudziądz, sierpień 2018 r.
Przy pomniku Marszałka Józefa Piłsudskiego. XXXI Zjazd Kawalerzystów.
Grudziądz, sierpień 2019 r.
Każdego roku, od wczesnej wiosny myślała o kolejnej swojej obecności w stolicy Polskiej Kawalerii. Przez wiele lat wspierała finansowo naszą grudziądzką Fundację. Kochała kawalerzystów, konie i Grudziądz. Koniom przywoziła cukier i marchewkę, na groby dowódców i komendantów - zawsze miała kwiaty, a dla nas, organizatorów, swój nietuzinkowy humor oraz niezłomnego ducha kawaleryjskiego. Pokonywała wszystkie niedogodności, zawsze elegancka i "kolorowa". Byliśmy pełni podziwu. Byliśmy także pewni, że przyjedzie w przyszłym roku i razem będziemy świętować Jej 100. rocznicę urodzin i 100. rocznicę powrotu Grudziądza do Polski. Niestety, Pani Tatiana zmarła 30 listopada.
Msza św. w pięknej Cerkwi na cmentarzu komunalnym we Włocławku. Fot. Julita Prabucka
Uroczystości pogrzebowe odbyły się 5 grudnia w Cerkwi na cmentarzu we Włocławku, gdzie spoczęła w rodzinnym grobowcu żegnana przez najbliższą rodzinę, przyjaciół i nas, przedstawicieli Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej: Julitę Prabucką, p. Wacława Jeża i Karolę Skowrońską. Żal, że już do nas nie przyjedzie.
Fot. ze zbiorów Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej
Autor: Karola Skowrońska